– Nierespektowanie wszystkich norm ISO 22241-1-2-3-4 z pewnością może wpłynąć na cenę, gdyż procedury i controling kosztuje. Ceny jakie się pojawiły na naszym rynku są najniższe w Europie, a przecież gaz i amoniak to surowce, których cena publikowana jest, jak cena baryłki ropy. Do tego gaz w Polsce jest droższy niż w Niemczech, a w produkcji AdBlue siła robocza nie jest znaczącym kosztem; zatem wniosek nasuwa się sam – mówi Justyna Ellens, prezes firmy Greenchem.
Produkt bez certyfikatu jest tańszy, gdyż ominięcie norm daje korzyści cenowe. – AdBlue wyprodukowane z mocznika do nawozów sztucznych jest dużo tańsze, ale posiada stopień zanieczyszczenia związkami chemicznymi niedopuszczalny dla systemów katalitycznych SCR – wyjaśnia prezes GreenChem. – O tym fakcie nie wiedzą ci, którzy nie współpracowali nad rozwojem technologii SCR z producentami pojazdów. Mocznik do nawozów produkuje się w wielkich kotłach pod ogromnym ciśnieniem przez trzy dni, a mocznik do AdBlue trzeba produkować przez sześć dni – dodaje.
Ponadto przy produkcji używa się ogromnych ilości gazu, zatem skrócenie procesu do trzech dni daje oszczędność na poziomie 50 proc. – Roztwór taki może być 32.5 proc., niemniej jednak jego czystość i skład pozostawiają wiele do życzenia – mówi ekspertka.
Oszczędności te odbijają się oczywiście na klientach. – Szkoda, że polscy producenci AdBlue nie myślą o kosztownych autach w jakie polskie firmy transportowe inwestują spore pieniądze. Złe AdBlue z pewnością wpłynie na nieodwracalne uszkodzenie katalizatorów. Osobiście nazywam to "efektem czajnika" – powolne osadzanie się związków chemicznych w katalizatorze spowoduje jego zapchanie i zniszczenie, jak w czajnikach w domu, proces ten może trwać nawet do dwóch lat – wyjaśnia prezes GreenChem.